wtorek, 14 sierpnia 2012

Pierwsze dni w burdelu

Po przespanej na podłodze nocy ktoś przyszedł po mnie z kilkoma kartkami papieru i zaczął mówić. Musieli załatwić sprawy "prawne" tak, by nikt się do nich nie przyczepił. Powiedziano mi, że podpiszę umowę, która będzie mnie zobowiązywać do służby i pracy w tym miejscu, a w razie niewywiązania się z umowy - do zapłaty wielotysięcznego odszkodowania, które mogę odpracować pięcioletnią pracą. Zapytano mnie, czy złożę podpis po dobroci, czy może mają mnie przekonać. Powiedziałam że nie podpiszę nic, po czym mężczyzna wyszedł z pokoju i zawołał dwóch innych.


Wzięli mnie i ciągnęli do jakiejś piwnicy. Zamknęli drzwi i zaczęli mnie wiązać. Kiedy leżałam na podłodze bez możliwości ruchu, wyciągnęli coś na kształt wielkiej metalowej misy i wrzucili mnie do niej. Całość zalali wodą do momentu, w którym suchy pozostawał tylko mój nos. Wtedy odwrócili mnie i docisnęli moją głowę do podłoża,  bym nie mogła oddychać. Szarpałam się, a oni po chwili sami wyciągali głowę za włosy. Poczułam, że coś wchodzi mi w odbyt - wrzasnęłam, ale nic to nie zmieniło. Coś grubości kilku centymetrów wrzynało mi się w tyłek. Jeden posuwał mnie tym czymś, a drugi podtapiał. Po około 30 minutach, gdy miałam już mrok przed oczami, powiedzieli że od dziś będą to powtarzać co dzień, nie dostanę jedzenia, pić mogę jedynie ich mocz, a baty będą wymierzane co pewien czas, być może co godzinę.

Zostawili mnie tak w wodzie i wyszli.

Po około 2 godzinach wrócili znowu, gdy byłam zziębnięta i głodna. Pytali mnie, czy chcę się napić, ale odmówiłam. I tak oddali na mnie mocz, który musiałam częściowo połknąć i tak jak obiecali - podtapiali mnie przez kilkadziesiąt minut, po czym dostałam po plecach, nogach i twarzy. Znowu wyszli, gasząc za sobą światło. Zapach moczu w wodzie był coraz silniejszy, co przyprawiało mój głodny żołądek o torsje.

Wytrzymałam jeden dzień. W ciągu tego czasu zaliczyło mnie około siedmiu mężczyzn i była to jedyna możliwość, kiedy mój żołądek mógł coś strawić. Wieczorem podpisałam umowę i stałam się ich własnością - tak definiowała mnie ona w świetle prawa. Zawierała też oświadczenie, że przyszłam do "agencji" samodzielnie i z własnej nieprzymuszonej woli chcę zostać ich własnością.

Przechodząc obok mnie, każdy pytał innych czy jestem tą nową z Polski. Doszły mnie słuchy, że męska część "załogi" zakłada się o to, co ze mną zrobi, a dwóch z nich nawet chciało mnie wynająć na imprezę za niższą cenę, niż robią to klienci. Dowiedziałam się, że pracownicy i właściciele mają prawo do wszystkich niewolnic, które są tam przetrzymywane, co również było zapisane w umowie.

1 komentarz: